Napisane przez: torlin | 15/12/2023

Przepraszam

Przepraszam, że się nie odzywam, ale mam wielkie problemy. Nie dotyczą one bezpośrednio mojej osoby, więc nie mam na nie żadnego wpływu, i nie dotyczą spraw zdrowotnych (wszyscy zdrowi). Ale sytuacja zabiera mi wszelkie myśli i nie mam serca do jakiejkolwiek innej działalności. Sorry.

Ps. Moje zdjęcie z Lizbony do dowolnego wykorzystania.

Napisane przez: torlin | 03/12/2023

Zanikające stare nazwy

Nastąpiły ostatnio dwa fakty, które zmusiły mnie do zastanowienia. A rzecz dotyczy starych nazw poddzielnic miasta, w moim przypadku Warszawy. Dzielnice są dość duże, tak że przez wiele lat używane były nazwy lokalne, bardzo często dawnych nazw wsi i małych miasteczek. Na Fb dyskutuję z ludźmi śledzącymi stronę ze starymi zdjęciami naszej stolicy i jeden z nich jest maniakiem przywracania wszędzie starych nazw. Wymyślił sobie, że powinno się zmienić nazwę stacji metra na taką, która jest nieużywana od 90 lat.

Ale… Moja córka zwróciła mi uwagę, że używam słów „mieszkam w Dąbrówce”, że młodzież tak nie mówi. Ona mieszka na Ursynowie. Przypominam, że moje osiedle domków jednorodzinnych jest dawną wsią odnotowywaną w XVI wieku i nie jest Ursynowem. Należymy do niego administracyjnie. Ursynów to dzielnica „wysoka”, całe pasmo pyrskie (czyli tzw. Zielony Ursynów) został li tylko do niego przypisany,

Ale zdaje się, że przegram tę walkę. Wczoraj wracałem autobusem do domu przekraczając granicę miasta i usłyszałem z ust młodego człowieka: „to Mysiadło, ale to właściwie już Ursynów”. Mysiadło to wieś pomiędzy Warszawą a Piasecznem.

Napisane przez: torlin | 29/11/2023

Panna apteczkowa

Dwór w Czombrowie (1931 r.)

Dzisiejsza notka jest też związana z aktualnie czytaną przeze mnie książką: Joanna Puchalska „Dziedziczki Soplicowa. W 180. rocznicę wydania „Pana Tadeusza””, niemniej nie jest ona bardzo ciekawa i nie zasługuje na osobną notkę (Muza SA 2014 r., 243 str.). Jednakowoż (jak ja lubię to słowo) są fragmenty fascynujące. Otóż autorka jest prapra…wnuczką Anieli Uzłowskiej, a ta z kolei była właścicielką Czombrowa i matką chrzestną Mickiewicza. W tym czasie dziadek Adama Mickiewicza Mateusz Majewski, który służył w czombrowskim dworze jako ekonom i był przez sędziego Józefa Uzłowskiego niezwykle ceniony, miał we dworze zapewniony byt na starość. Matka Mickiewicza Barbara Majewska była we dworze panną apteczkową i na jej prośbę Aniela Uzłowska trzymała do chrztu małego Adasia.

I zafascynowała mnie ta funkcja. Panna apteczkowa. Znowu umysłowa terra incognita. Ale od czego Internet. Doskonały opis tej funkcji przekazał potomnym Zygmunt Gloger w tomie III swojej „Encyklopedii staropolskiej”

„Śpiżarnia pańska z apteczką zostawała pod zarządem i pieczą panny apteczkowej, która wydawała kucharzom, smażyła konfitury, urządzała nalewki i domowe lekarstwa, piekła pierniki i z dziewczętami zbierała zioła lecznicze. Była to zwykle albo daleka krewna albo uboga panna i sierota, która zamąż nie wyszła, ale w domu możniejszym znalazła opiekę i ciepło rodzinne. (…) Panna apteczkowa, jako opiekunka chorych we dworze wiejskim, jako najwierniejsza przyjaciółka domu i rodziny swoich państwa, jako niestrudzona, skrzętna i umiejętna pracownica, była w dawnem społeczeństwie polskiem, nie znającem dzisiejszego roznerwowania, bardzo pospolitym a sympatycznym typem starej panny”. I trzeba dodać, że były one znakomitymi zielarkami.

Oczywiście w tym przypadku Barbara Majewska nie była starą panną, ale musiała być bardzo lubiana i ceniona, skoro dziadek żył na starość we dworze, a jej pani trzymała jej dziecko do chrztu. Mickiewicz bywał bardzo często we dworze i przypuszcza się, że dwór w Czombrowie jest najprawdopodobniej pierwowzorem Soplicowa.

Napisane przez: torlin | 26/11/2023

Znikający Jan

Poczta Polska wydała znaczek o nominale 13 zł. z okazji 340 rocznicy bitwy i przedstawiający króla na koniu, a na znaczku widnieje część obrazu Jana Matejki „Jan Sobieski pod Wiedniem”. W „Rzeczpospolitej” można przeczytać: „Znaczek o wartości 13 zł został wydany w kilku wersjach, ale największe zainteresowanie wzbudził folder, który zawierał opis bitwy, kopię listu, który Jan III Sobieski wysłał do królowej Marysieńki dzień po zwycięstwie, oraz kopertę ostemplowaną w pierwszym dniu obiegu znaczka. Folder został wydany w nakładzie tysiąca sztuk i kosztował 99 zł. Sprzedaż ruszyła w sklepie internetowym Poczty Polskiej 25 września o godzinie 8 rano.

Dystrybucja wzbudziła jednak ogromne kontrowersje. 25 września sprzedaż zakończyła się bowiem, zanim na dobre się rozpoczęła. Według informacji Poczty Polskiej cały nakład rozszedł się w ciągu 30 sekund. Sprzedane foldery szybko znalazły się na popularnych serwisach aukcyjnych, jeden z nich został sprzedany za 2,1 tys. zł. Na innych foldery były sprzedawane za kwoty przekraczające 3 tys., a nawet 5 tys. zł. To oznacza, że zwrot z inwestycji wynosił kilka tysięcy procent. Jeden z doświadczonych filatelistów pokazał dziennikarzom „Rzeczpospolitej” potwierdzenie rejestracji zamówienia złożonego półtorej minuty po rozpoczęciu sprzedaży, które zostało anulowane z powodu braku towaru”.

Jeden wielki cytat i właściwie brak mojego komentarza. Bo co ja mogę komentować? Czy to zrobili pracownicy poczty, przypuszczalnie informatycy? Czy kierownictwo? Czy jacyś wolni strzelcy ustawiający swoje komputery na wielokrotne zakupy sekundowe? Mimo wszystko dla mnie ta afera jest fascynująca.

Napisane przez: torlin | 25/11/2023

Torlin, a co wy tam czytacie!

Postanowiłem wprowadzić nową rubrykę do mojego blogu pod powyższym tytułem, nawiązującym – rzecz jasna – do wspaniałej kwestii Jana Machulskiego. Będzie on jak jętka jednodniówka, notka zazwyczaj jednodniowa, i niezależna od pojawiającego się od czasu do czasu cyklu „z lektur Torlina”, gdyż wtedy omawiam książkę lub jej fragment.

W tym wypadku jest to właściwie goła informacja, co w tym momencie czytam. A więc mam na tapecie Pauliny Siegień: „Miasto bajka. Wiele historii Kaliningradu”, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2021, 311 stron. Z rosnącym zdumieniem czytam tę książkę, bałem się, że będzie to cegła nie do czytania, a tymczasem pochłaniam ją w mgnieniu oka.

Napisane przez: torlin | 23/11/2023

Chrońmy naszego chomika

Całe życie człowiek się uczy. Niby mnóstwo wiem, czytam, interesuję się, i raptem – jak grom z jasnego nieba – dowiaduję się o rzeczy, o której w życiu nie słyszałem. W Polsce żyje chomik europejski. W ogóle o żyjącym na wolności chomiku nigdy nie słyszałem, i o tym, że kiedyś był powszechny na naszych terenach i że był zwalczany jako szkodnik. A przede wszystkim o tym, że jest to gatunek na skraju wymarcia, określany jako gatunek krytycznie zagrożony.

Lubi siedziby ludzkie na granicy pól, jest niewidoczny, mieszkańcy miast w życiu nie widzieli go na oczy. I tak samo po cichu znika. Zaczęło się to wszystko od artykułu Adama Wajraka w GW: „Zagłada, od której odwracamy oczy. Tak, w Polsce żyje rewelacja przyrodnicza na skalę światową”, napisał ten tekst po spotkaniu tegoż chomika w centrum Lublina. Ponieważ chomik europejski znajduje się na Czerwonej Liście Gatunków Zagrożonych (jego ochrona objęta została również konwencją berneńską przyjętą w Bernie 19 września 1979 r., promowanie współpracy pomiędzy państwami sygnatariuszami w zakresie ochrony dzikiej flory i fauny oraz ich siedlisk przyrodniczych, a także w zakresie ochrony zagrożonych gatunków wędrownych)

postanowiono go ratować. W Jaworznie jest prowadzony „Program ochrony chomika europejskiego”, hodowane są małe, a następnie wypuszczane są one na wolność. Taką samą działalność prowadzi Dłubniański Park Krajobrazowy w Małopolsce. W Jaworznie poświęcono na ten cel 273 hektary, dogadano się z rolnikami, cięcie mechaniczne trawy zastąpiono … owcami.

Ciekawa może być również wystawa w Sandomierzu, dla mnie trochę daleko, gdyż znowu nie mam samochodu.

Ps. rolnicy pytani, czy u nich występuje chomik odpowiadają, że nie. U nich jest tylko piesek ziemny.

Napisane przez: torlin | 20/11/2023

Przedziwne warszawskie decyzje lokalizacyjne

Od lat 90. ciągnie się chęć wyprowadzenia w Warszawie Muzeum Wojska Polskiego z Alei Jerozolimskich przy Muzeum Narodowym, a także wybudowanie nowego Muzeum Historii Polski. Dla osób nieznających się na topografii Warszawy kilka szczegółów – Muzeum Narodowe jest w centrum miasta, tymczasem Cytadela, wielki kompleks wojskowy (najpierw 34 ha, później 60), zbudowana przez Mikołaja I, jest wprawdzie na pograniczu Śródmieścia i Żoliborza, ale jest w miejscu zapomnianym przez Boga i ludzi. W ogóle do niej nie można dotrzeć.

Cytadela jest najpiękniejszym przykładem, kiedy zdrowy rozsądek przegrywa z fundamentalistami. Ponieważ Cytadela została uznana za jeden z najcenniejszych twierdz XIX-wiecznej Europie, to wpisano ją do rejestru zabytków i do tego całkowicie zrekonstruowano. Brzmi fantastycznie, sam pod tym bym się podpisał obiema rękami, ale to zabetonowało zabytek – ani do niego dojechać, ani wejść. Taki kolos oderwany od miasta.

I geniusze wpadli na pomysł, aby tam zrobić Muzeum Wojska Polskiego i Muzeum Historii Polski. Przed laty proponowano nieśmiało, aby zburzyć część murów, aby otworzyć Twierdzę na Warszawę (była budowana specjalnie, aby ograniczyć wzrost miasta, i to się Mikołajowi I udało po dzień dzisiejszy). Teraz to już pieśń przeszłości. Magdalena Staniszkis w „Muratorze” pisze: „Otwarcie w 2023 roku wielkiej inwestycji muzeów przekształca zamkniętą twierdzę w teren ogólnodostępny. Ale nowo ukształtowania przestrzeń pozostaje nadal wyraźnie od miasta oddzielona. Nie wiadomo, jakich aktywności można się spodziewać na ogromnym betonowym placu przed muzeami, ale wejście na ten plac jest na razie starannie ukryte dla większości mieszkańców i turystów, co tym bardziej może utrudniać wprowadzenie tam miejskiego życia. Monumentalna kompozycja alei Wojska Polskiego obecnie wręcz groteskowo kończy się małym i bardzo zaniedbanym obiektem, który stanowi element zabytkowej twierdzy. W planach jest co prawda uwidoczniona kładka piesza pomiędzy aleją i nowym placem Gwardii, natomiast skala tego ciągu jest mikroskopijna wobec rozległości i rangi przestrzeni, które ma wiązać”.

Odwrotną decyzję podjęto w sprawie Muzeum Sztuki Nowoczesnej, zamiast postawić je nad Wisłą, „opakowując” we wspaniałą bryłę przestrzenną, to postawiono takie pudełko róg Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej, w samym centrum miasta, przy Pałacu. Wiecie, że jestem wielbicielem sztuki nowoczesnej, ale jestem również realistą – liczba turystów chcących obejrzeć samoloty, czołgi i haubice jest o rząd wielkości większa od miłośników współczesnych obrazów czy rzeźb. Szczególnie, że militaria mamy wspaniałe, z II Wojny Światowej, tymczasem Muzeum przypuszczalnie nie będzie miał Picassa czy Kandinskiego, a za polską sztuką nowoczesną zdecydowanie nie przepadam.

Napisane przez: torlin | 17/11/2023

Zapomniane dawne miasto

Dokładnie 150 lat temu, w dn. 17 listopada 1873 roku nastąpiło połączenie trzech miast węgierskich: Budy, Óbudy i Pesztu. Ze stolicą Węgier łączy mnie mnóstwo wspomnień.

Chciałoby się napisać, że to właśnie Budapeszt był pierwszą wielką stolicą, jaką odwiedziłem na początku lat 70. To nie był pierwszy wyjazd za granicę, bo byłem wcześniej w ramach polsko-czechosłowackiej konwencji turystycznej w czeskich Tatrach (tak się dawniej mówiło) i w Görlitz. Pierwszą była Praga w ramach pierwszego w życiu szlajania się po Europie (chyba 1972 rok – Praga, Brno, Bratysława, Budapeszt, Sofia, Burgas), drugą – trudno powiedzieć – Bratysława nie była wtedy stolicą.

Nie wiem dlaczego, ale Praga nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia, ja się w niej nudziłem. Byłem tam chyba z sześć razy, i za każdym razem miałem to samo odczucie. Co innego Budapeszt, zakochałem się w tym mieście, po latach obliczyłem, że w latach 1972-79 szesnaście razy wjeżdżałem do tego pięknego miasta.

Kemping mieliśmy po stronie Budy, trzeba było się zawsze przesiąść na ówczesnym Placu Moskwy (w 2011 został przemianowany na plac Szélla Kálmána, premiera Węgier w latach 1899 – 1903), wielkim węźle przesiadkowym. Włóczyliśmy się po Budzie, tam jest nawet bardzo sympatyczna jaskinia. Buda to jest powszechnie znana, więc nie ma co opisywać.

Ponieważ ja od urodzenia jestem strasznie ciekaw najróżniejszych ciekawostek – to pojechaliśmy któregoś roku zobaczyć Óbudę. I straszne rozczarowanie, blokowiska bez wyrazu, kilka atrakcji turystycznych jak rzymski amfiteatr (patrz zdjęcie powyżej), zniszczyli całe stare miasto (to samo po latach zrobił Ceaușescu ze starym Bukaresztem). Nie wiem, jak budapeszteńczycy, ale w świadomości Polaków Óbuda nie istnieje. A szkoda, bo to bardzo stare miasto węgierskie.

Napisane przez: torlin | 13/11/2023

Prywata – moje młodsze wnusie w ślicznej reklamie

Oficjalna informacja na stronie ursynowskiej o rozpoczęciu rekrutacji wolontariuszy i wolontariuszek WOŚP ozdobiona została fotografią moich wnuczek, po lewej Zuzia, a po prawej Kasia. Pośrodku Kaja, przyjaciółka Zuzi. Dziadek puchnie z dumy.

Napisane przez: torlin | 10/11/2023

Trochę Brodskiego, trochę realizmu osobistego

Muszę Was bardzo przeprosić za nieodzywanie się tak długo, i o tym będzie właśnie moja notka. Idąc na emeryturę myślałem, że umrę z nudów. Najpierw dzieci mi dały „popalić” z opieką nad wnuczkami (przypilnuj, zrób obiad, przyprowadź, zaprowadź), teraz mam tyle swoich spraw, że przychodzę tak zmęczony do domu, że nie mam na nic ochoty.

Cudownie to wiąże się z książką, którą aktualnie czytam: Josif Brodski „Pochwała nudy”.

„Można zmieniać prace, miejsce zamieszkania, towarzystwo, kraj, klimat; można próbować promiskuityzmu, alkoholu, podróży, kursów gotowania, narkotyków, psychoanalizy. Można wręcz połączyć to wszystko razem i przez chwilę może to zdać egzamin. Oczywiście do dnia, w którym obudzą się Państwo w swoim pokoju w otoczeniu nowej rodziny, nowych tapet, w innym kraju i klimacie, ze stosem rachunków z biura podróży i od swojego terapeuty, a mimo to z tym samym niesmakiem wobec światła dziennego wlewającego się przez okno. Zależnie od wieku i temperamentu albo wpadną Państwo w panikę, albo przyjmą z rezygnacją poczucie, że już to znają, albo wreszcie po raz kolejny rzucą się w kołowrót zmian.

Jest wszakże jeszcze jedno wyjście, gdy nas zdybie nuda, trzeba jej się poddać. Niech nas powali, pogrąży, sięgnijmy dna. Nuda reprezentuje czysty, nierozrzedzony czas w całej jego powtarzalnej, jałowej, monotonnej okazałości. Nuda jest oknem na nieskończoność czasu, to znaczy na naszą w nim znikomość. „Jesteś skończony – powiada człowiekowi czas głosem nudy – cokolwiek więc zrobisz, zrobisz to, z mojego punktu widzenia, na próżno””.

Zawsze uważałem, że każdemu człowiekowi potrzebny jest reset, chwila zastanowienia, zadumy, odpoczynku dla głowy. Nuda potrafi być fascynująca. Przypomina mi się scena w kawiarni w Paryżu z środkowego filmu mojej ukochanej trylogii Linklatera „Przed zachodem słońca”, w której bohaterka Celine grana przez Julie Delpy opowiada o swojej wizycie w Warszawie. (Z pamięci) – „z telewizji nic nie rozumiałam, sklepy były puste, nie miałam nic do roboty. I raptem zdałam sobie sprawę, że mam wspaniałe przemyślenia, myśli, nowe idee. Zaczęłam pisać i chodzić po starych cmentarzach i spostrzegłam, że mam świeży, odkrywczy umysł, pozbawiłam się balastu cywilizacji”.

I doszło do tego, że ja – mając w perspektywie nudną emeryturę – marzę o nudzie.

Older Posts »

Kategorie